Choroba
Przyjrzyjmy się naszemu postrzeganiu świata tuż przed chorobą jak i w cierpieniu. Pomijam tu stany chorobowe bez perspektyw na wyzdrowienie, gdzie człowiek poddaje się w walce ze śmiertelną chorobą lub trwałym kalectwem. Spróbujmy natomiast przyjrzeć się tymczasowej chorobie, która tylko na jakiś czas wyklucza nas ze społeczeństwa i odsuwa na boczny tor życia.
A więc zauważmy, że gdy chorujemy coś dzieje się z naszym „Ja”. Zostajemy osamotnieni wewnętrznie w walce z chorobą choćbyśmy byli otoczeni członkami swojej rodziny, bo nasze postrzeganie wewnętrzne, czyli miejsce z którego patrzymy na świat sprawia że postrzegamy życie zdrowych ludzi jako biegnące innym torem niż nasze własne. Nasze „Ja” niejako rozdwaja się wtedy, bo widzimy świat oczyma chorego człowieka mając jednocześnie część swojej pamięci zdrowego „Ja”.
Leżąc w łóżku i cierpiąc inaczej przecież widzimy ludzi i świat, który nas otacza. Życie w zdrowiu jest jakby odległe od nas, choć nasza wyobraźnia przypomina je nam, a jeśli nie wyobraźnia to choćby telewizja jako przedstawiająca życie zdrowych ludzi.
Ta nasza samotność w chorobie jest widoczna, gdy na przykład leżymy schorowani w łóżku a wokół nas krzątają się zdrowi ludzie, wtedy dla nas jakby byli z innego świata, bo my żyjemy wtedy przecież naszą chorobą. Jeśli przyjrzymy się temu dokładnie to każdy z nas może to zauważyć podczas przechodzenia choćby zwykłej grypy.
Ta samotność i wyobcowanie wykluczające z normalnego życia przy większym cierpieniu nasuwa nam próby wytłumaczenia naszej sytuacji, pytamy wtedy samych siebie; dlaczego mnie to spotkało, gdybym mógł cofnąć czas to inną drogą bym poszedł, co ja bym dał by być w tej chwili zdrowym?
Gdy tak leżymy obłożnie chorzy i przejdziemy już apogeum naszego cierpienia, czyli ten najcięższy szczyt choroby, zaczynamy budować drogę powrotu do zdrowia. A jak to robimy? Otóż, w zależności od powagi i długości trwania naszego cierpienia, dzielimy czas choroby będącej jeszcze przed nami na krótsze okresy. I tak w grypie są to poszczególne dni, jako odcinki które odmierzają nam czas, lub tygodnie bądź miesiące w poważnych schorzeniach i co można zauważyć w swoim myśleniu to fakt, że codziennie aktualizujemy naszą drogę powrotu do zdrowia.
Nawet jeśli podzieliliśmy podświadomie czas choroby na tygodniowe okresy odmierzania czasu to i tak codziennie aktualizujemy nasze zdrowienie tak jakbyśmy chcieli co dzień wnieść jakieś poprawki do przebiegu powrotu do zdrowia.
Ale to nie wszystko, w naszym planie zdrowienia nasze wyobrażenie swojego stanu zdrowia przychodzące z przyszłości, w zależności od powagi i długości trwania choroby, rozciągamy na najbliższy tydzień do przodu, co powoduje że chorzy widzą najbliższą przyszłość tygodnia przed sobą optymistycznie, jako że zaplanowali sobie przecież wyzdrowienie. Wydaje się przy tym, że dłużej niż jeden tydzień do przodu nie sięgamy swoją wyobraźnią własnego „Ja”, czyli postrzegania przez nas świata, a jeśli coś widzimy to bardzo mgliście.
I dalej kontynuując tą myśl jest jeszcze coś o czym warto wspomnieć, a mianowicie to że ten najbliższy nam tydzień, który mamy do przeżycia przed sobą, posiada bardzo łatwe do wyobrażenia okoliczności, czyli otaczających nas ludzi, wyobrażenie nas w konkretnym pomieszczeniu z konkretnymi przedmiotami, czyli nasz plan zdrowienia na najbliższy tydzień nabiera realności. To wszystko co wokół siebie widzimy jest realne, a więc i plan zdrowienia w naszej wyobraźni zbudowany na bazie nabiera prawdziwości oraz jest widoczny niemal na wyciągnięcie ręki. Ten nasz plan powrotu do zdrowia ma wtedy solidniejsze podstawy niż nasze wyobrażenie poprawy stanu zdrowia za dwa tygodnie czy miesiąc.
Wróćmy jeszcze do początku naszej choroby, czyli zanim ona zaczęła się. Wyobraźmy sobie, że idąc przez rzeczywistość mamy swoją czarę wypełnioną realnymi okolicznościami, czyli namacalnymi cechami świata który postrzegamy. Wydaje się, że ta czara jest stale wypełniona po brzegi naszymi spostrzeżeniami zaczerpniętymi z życia i żyjemy mając ją za stałą podstawę na której podstawie budujemy nasze postrzeganie.
I wyobraźmy sobie chorobę na którą jeszcze nie zachorowaliśmy jako drugą czarę, a więc choroba jeszcze jest jedynie naszym wyobrażeniem. Łatwo to sobie uzmysłowić jako na przykład wyjście na spacer w bardzo brzydką, wietrzną i deszczową pogodę. Widzimy wtedy czarę grypy jako jej wyobrażenie, lecz jest ona nie wypełniona jeszcze okolicznościami choroby, więc nasze „Ja” zakotwiczone w zdrowym świecie podpowiada nam, że zachorowanie na grypę w taką pogodę jest możliwe jedynie teoretycznie, w efekcie czego bagatelizujemy zagrożenie. Umniejszamy ryzyko zachorowania bo okoliczności grypy, jak złe samopoczucie, gorączka, kaszel są jedynie wyobrażeniami a nie realnymi faktami.
W chwili choroby dopiero tworzymy wypełnienie czary zachorowania i to od podstaw. Droga zdrowego funkcjonowania nie ma przez nas wypełnionej czary choroby, choć jest ona widoczna jako pusta, a więc jest mało realna. Jak napisałem, mimo braku wypełnienia widzimy ją jako jedynie teoretyczne zagrożenie, niedoceniane jako że jest umniejszane z powodu naszej niechęci podążania tą drogą. Nasze życie koncentruje się przecież na zdrowych i pozytywnych doznaniach.
A jak bardzo jest realna nasza czara zdrowia? Można to sobie uzmysłowić patrząc na osoby w podeszłym wieku z naszego najbliższego otoczenia. Widzimy je, rozmawiamy z nimi, czasem nawet dotykamy i trudno nam sobie wyobrazić, że za tydzień przecież może jej już nie być wśród nas. Śmierć jest tak nierzeczywista, choć jednocześnie taka bliska. Przecież śmierć tej starszej osoby jest nie unikniona tyle, że wtedy będziemy musieli tą czarę sami wypełnić i to od podstaw okolicznościami świata już bez tej naszej bliskiej osoby, bo na razie nasza wyobraźnia ustala nam możliwie najbardziej stały obraz świata.
Czara rzeczywistego życia, którą niesiemy ze sobą krocząc przez życie, utrwala stałość i niezmienność naszego widzialnego świata. Gdyby w naszym umyśle nie było tego mechanizmu, wszędzie widzielibyśmy tylko zagrożenia, które przecież są zazwyczaj jedynie hipotetyczne, a więc życie w zdrowiu uwarunkowuje nas w takim kierunku postępowania, że warto zajmować się realnym życiem a nie tym wyobrażonym w czarnych scenariuszach, które podpowiada nam jedynie nasza wyobraźnia.
Ta więc mam nadzieję, że rzuciłem szersze spojrzenie na nasze postrzeganie choroby i zdrowienia, jako że dotyczy to nas wszystkich i jest tak blisko, choć do ostatniej chwili potrafimy jej nie dostrzegać.