Niesprawiedliwość społeczna
Oczywiste jest, że każdy człowiek chciałby przeżyć swoje życie łatwo i przyjemnie, więc zazwyczaj dąży do osiągnięcia jakiegoś poziomu zadowolenia z życia, przy którym nie musi martwić się o sprawy materialne lub osobiste. Niestety, stosunkowo niewielu ludziom to się udaje, a zdecydowana większość żyje skromnie, jeśli nie w biedzie. Często też, życie rodzinne szybko przynosi rozczarowanie, czy wręcz cierpienie.
Wszystkie młodzieńcze marzenia stają się wtedy tylko wspomnieniem ambicji życiowych, natomiast na co dzień musimy zadowolić się zwykłą szarością i nijakością życia. Podczas, gdy inni ludzie, wydawałoby się świetnie się bawią i cieszą się życiem.
Powinniśmy zdać sobie sprawę, że duża część ludzi sukcesu w swoich własnych oczach wcale go nie osiągnęła. Potrzeba rozwoju na to nie pozwala. Dalej gonią więc za swoim spełnieniem, czyli stu procentowym sukcesem.
Pomyśl, ile osób żyjących w nędzy, czy będąc niepełnosprawnymi patrzy na ciebie w ten sam sposób, w jaki ty patrzysz na ludzi sukcesu? Będąc zapatrzonymi na 100% satysfakcji nie potrafimy doceniać dotychczasowych i codziennych powodów do satysfakcji. Traktujemy swoje osiągnięcia jako stan pośredni, jedynie przejściowy, a tym samym nie zasługujący na pełną uwagę. Konfrontacja jakichkolwiek drobnych sukcesów ze 100%-owym celem marnie wygląda, a nawet może przynosić rozczarowanie i złość na swój los.
Tymczasem prawie zawsze można znaleźć kogoś, kto bardziej cierpi i dużo by dał za znalezienie się w naszej sytuacji. Ktoś kiedyś napisał: „Narzekałem, że nie mam butów, dopóki nie zobaczyłem człowieka bez nóg”.
Mamy tylko dwa wyjścia. Albo koncentrując się na nieosiągniętych celach rozczarujemy się życiem, zwątpimy czy nawet załamiemy, albo nauczymy się pokory wobec życia, która pozwala cieszyć się tym co się już ma.
Nawet ci nieliczni, którzy wydawałoby się osiągają 100% satysfakcji w życiu; wymarzony zawód połączony z pasją, dobrobyt i uznanie oraz udane życie rodzinne, czasami wpadają w nałogi lub gubią się w inny sposób. Może dlatego, że 100% miały tylko ich marzenia?
Zauważcie, jak bardzo różni się obraz waszego życia i wszystkich okoliczności życiowych jakie macie mieć za trzy miesiące ? Między waszą wyobraźnią a stanem faktycznym jaki będziecie mieli za owe trzy miesiące jest duża rozbieżność?
Wyobraźnia idealizuje rzeczywistość, przez co ją zniekształca. Sami pomyślcie, o ile mniej jest nudy w waszym obrazie po tych trzech miesiącach? O ile mniej kłótni i szarości życia? A ile przybyło nowych perspektyw i ogólnej atrakcyjności samych dni?
To może powodować ciągłą rozbieżność, bo przecież nie tak miało być. I ta przyszła sytuacja, czyli to "trochę gorzej niż powinno być", wlecze się przez kolejne miesiące. Bo przecież pchamy przed sobą swoje wyobrażenie naszego "życia za trzy miesiące".
Może nam się wydawać, że tych procent satysfakcji z życia należy nam się dużo więcej. Żyjemy przecież w iluzji, że jesteśmy panami własnego życia, więc automatycznie przyznajemy sobie 100% obrazu wyobraźni.
Spoglądanie na coraz dalsze etapy naszego życia rodzi coraz większe odrealnienie życia jakie na nas faktycznie czeka. Kto z nas nie myślał, że za ileś lat to jego życie będzie już nie do poznania. Będzie miał świetną pracę, dom i szczęśliwą rodzinę. A jeśli już dotarliście do tego wieku, spójrzcie ile rzeczy wygląda inaczej? Jeśli wszystko się spełniło, to gratuluję.
A jeśli nie, to wcale nie masz co zakładać, że w twoim następnym długoterminowym planie na życie, będzie dużo mniej rozbieżności między twoim wyobrażeniem a faktycznym życiem za te ileś lat.
Zwróć uwagę, że wysiłek jaki trzeba faktycznie włożyć w osiągnięcie jakiegoś sukcesu jest różny w twojej wyobraźni i rzeczywistości. Rzadko można trafnie ocenić liczbę trudności i porażek po drodze do celu. Oczywiście doświadczenie tu pomaga, ale nieprzewidywalność otoczenia i tak zrobi swoje.
O ile na przykład w sporcie wysiłek włożony w odniesienie sukcesu może przydawać wartości życiu, ze względu na zastrzyk adrenaliny w rywalizacji, o tyle w pozostałych sferach życia wydaje się dziać odwrotnie. W biznesie lub zwykłej pracy czy w życiu prywatnym, wkładany wysiłek ujmuje postrzeganiu atrakcyjności swojego życia. Chcielibyśmy w życiu być szczęśliwi możliwie bez wysiłkowo.
Może to prowadzić do postrzegania sukcesów jako pół-sukcesów, jeśli do rozbieżności między wyobrażeniem o sukcesie z rzeczywistą sytuacją jego osiągnięcia dodamy wyższy niż założony koszt jego uzyskania.
Nie zbierając tych codziennych punktów, będziemy mieli ich zaniżoną ilość. Może część tych punktów traktujemy jako półpunkty, nie warte zastanawiania się nad nimi. Być może ze względu na dużą ilość jednakowych przyjemności, a tym samym zmniejszeniu reakcji na pozytywny bodziec, przestajemy się nimi cieszyć. Sami zastanówcie się nad własnym spojrzeniu na swoje życie.
Ktoś może powiedzieć, że STWÓRCA rozdaje jakość życia bardzo niesprawiedliwie. Jedni od dzieciństwa żyją w dostatku, stać ich by ukończyć studia lub dziedziczą fortunę czy też otwierają własny biznes i żyją długo w zdrowiu bądź to zwiedzają turystycznie Świat. Mogą przy tym zapewnić później swoim dzieciom życie równie komfortowe. Inni wprost przeciwnie; rodzą się niepełnosprawne, żyją w biedzie bez żadnych szans na poprawę przyszłości i jeśli mają dzieci, łańcuch nieszczęść przeciąga się na następne pokolenia.
Również choroby, które dotyczą bogatego i biednego człowieka z różnym skutkiem są leczone. A przecież mówi się i to bez przesady, że zdrowie jest najważniejsze. Z czego więc wynika tak nieszczęśliwy rozdział jakości życia, który niejako samoczynnie przechodzi przez pokolenia. Czasem złe i egoistyczne osoby żyją pełnią życia, a dobre cierpią.
Dlaczego więc STWÓRCA jest tak niesprawiedliwy? Wcale tak nie jest. Z jednej strony występuje tu związek przyczynowo-skutkowy, przeciągając zamożność czy biedę na przyszłe pokolenia, który jest zgodny ze wszelkimi prawami czy to matematycznymi, logicznymi, fizycznymi, chemicznymi i wszelkimi prawami Natury, na których funkcjonuje cały Wszechświat. Wydawałoby się, że to są prawa brutalne, ale odnosimy je w gruncie rzeczy do siebie i innych dobrych ludzi. Jedno musicie przyznać, że są one logiczne i spójne ze sobą.
Drugą sprawą jest to do kogo dobrobyt czy bieda odnoszą się. Nie ma tu już tak jasno i jednoznacznie wynikającej zależności przyczynowo-skutkowej. Z dobrej i kochającej się rodziny może również pochodzić egoistyczna i zepsuta osoba, choć na ogół jest odwrotnie. Z kolei w patologicznej rodzinie może wyrosnąć bardzo wartościowa osoba, choć predyspozycje są inne. Wynika to między innymi z tego, że na nasze wychowanie ma wpływ również, a może przede wszystkim nasze otoczenie, no i nasza wolna wola.
Tak więc, po prostu te dwie linie najzwyczajniej w Świecie nie pokrywają się ze sobą w swoim przebiegu, więc jasne jest, że musi być między innymi dobry biedak jak i zły bogacz.
A że łatwiej bogatemu przeciągnąć dobrobyt na dalsze pokolenia, stąd te zawirowania.
Chodzi o to, że STWÓRCA stworzył prawa kierujące Wszechświatem już na samym początku istnienia, dał istotom wyższym wolną wolę ze wszystkimi jej konsekwencjami.
A jak to się dzieje, że na dobrą osobę, nie dość że biedną i mającą niepełnosprawne dziecko, spada jeszcze śmierć bliskiej osoby. Czy STWÓRCA nie zna litości i czy nie mógłby oszczędzić tak doświadczonej rodziny?
Chodzi o to, że dobroć człowieka ukształtowana jest w zasadzie na całe życie, również i dalsze. Natomiast bieda ciągnięta może i od dzieciństwa, nie przesądza o nie możności wyjścia z niej. A dochodzące do tego tragiczne wypadki są spowodowane jeszcze krótszymi historiami przyczynowymi. Czasem wręcz sekundowymi.
Jest więc jedna linia charakteru na całe życie, a na niej odbite wiele różnych i różnej długości linii dramatów oraz sukcesów życiowych, mniejszych i większych.
Osoby bogate przez cały swój czas, poruszają się w wąskim zakresie bodźców. Co prawda przyjemnych, lecz o niewielkiej różnicy. Doznania takiej osoby rozłożone są od poczucia dyskomfortu, przez puste określenie "miło", "bardzo przyjemnie", "wyjątkowo", kończąc na "wspaniale" czy "wybornie". To oczywiście tylko mój przykład, ale spróbujcie dać niezbyt kosztowny prezent bardzo bogatej osobie, a zobaczycie poziom jej satysfakcji.
Sami łatwo możecie sobie ten proces uzmysłowić, gdy kupujecie coś dla was drogiego i niezwykle atrakcyjnego. Śledźcie w kalendarzu jak szybko wam spowszednieje. Z wyjątkowego szybko staje się mniej lub bardziej codziennym przedmiotem użytkowym.
U ludzi skromnie żyjących natomiast zakres doznań jest dużo szerszy. Poczynając od "bardzo nieprzyjemnego" w kiepskiej pracy z beznadziejnym szefem, przez "szary przeciętny dzień", do określenia stanu "miły", "przyjemny" czy "wyjątkowy". Mają co prawda węższy wachlarz dostępnych atrakcji i o mniejszej intensywności, jednak mniejsze rzeczy wywołują u nich nieproporcjonalnie większą przyjemność. Widać to choćby po różnicy w przyjmowaniu kwiatów przez biedne i bogate kobiety.
Niestety Świat jest tak ułożony, że istnieje rozwarstwienie zamożności ludzkiej. Już od dzieciństwa powstaje ogromny problem, gdyż skazuje dzieci z biednych rodzin na utrudniony, a w skrajnych przypadkach nawet niemożliwy, dostęp do edukacji. Co z kolei powoduje ciąg ubóstwa przez pokolenia.
Takie spojrzenie wartościowania poszczególnych dostępnych przyjemności może poprawić postrzeganie własnego życia. Więc mam nadzieję, że choćby trochę udało mi się tego dokonać.