O emocjach
My wszyscy posiadamy emocje i to na całe szczęście, choć często są naszym utrapieniem i powodem kłopotów. Jest to chyba główny czynnik który nami kieruje, choć wolimy myśleć że to nasza świadoma logika i wola maja decydujące znaczenie. I aby taki właśnie obraz samego siebie utrzymać, dopasowywujemy swoje rozumowanie do emocji, pojawiających się niejako samoistnie. Ten podświadomy proces sprawia, że możemy mieć kojące złudzenie, iż panujemy nad własnym życiem i nim kierujemy.
Oto prosty przykład; czy zauważyłeś jak momentalnie zmienia się twój sposób postrzegania jakiejś osoby podczas kłótni? Jeszcze pięć minut wcześniej za tą osobą przepadałeś, a tu nagle potrafisz przytoczyć setki jej wad i przykładów jej złego zachowania z przeszłości. Jesteś gotowy sięgnąć nawet do najdalszych zakamarków swojej pamięci, żeby usprawiedliwić złość wobec tej osoby. Mało tego. Zauważasz, że ilość znalezionych argumentów daje ci prawo do odwetu. Ileż to przyjaźni zostało tak właśnie zakończonych.
Myślę, że to samo zjawisko dotyczyło mnie. Każde sięgnięcie po alkohol w sytuacji pozytywnych czy negatywnych emocji musiałem jakoś sobie wytłumaczyć. O ile w początkowym okresie nie miałem z tym jakiś większych problemów, o tyle w miarę spadania na dno musiałem wykazywać się coraz większą elastycznością argumentacji, tak aby za wszelką cenę zachować swój obraz osoby racjonalnej. Oczywiście ja tej swojej karykatury nie widziałem, jedynie osoby z zewnątrz mogły to zauważyć.
Coraz częstsze robienie sobie „przerw” w miarę spadania na dół nakręcały emocjonalną spiralę, która powodowała, że coraz mniejsze problemy urastały do rangi katastrofy, a inni ludzie coraz łatwiej mogli mnie wyprowadzić z równowagi. Jednocześnie coraz mniejsze i rzadsze sukcesy stawały się powodem do świętowania, gdyż rosło na nie zapotrzebowanie w tym upadającym życiu. I wszystko to musiałem jakoś wytłumaczyć, i sobie i innym.
Nie było chyba takiego zachowania, choćby najbardziej nieodpowiedzialnego i głupiego, którego nie potrafiłbym uzasadnić. A wszyscy inni wokół mnie mylili się, bo po prostu musieli się mylić. W razie jakiś trudności z wytłumaczeniem się, zawsze mogłem powiedzieć; no cóż, przecież każdemu się zdarza. I to ja byłem tym normalnym, a oni po prostu mnie nie rozumieli.
Z czasem przestałem akceptować jakiekolwiek negatywne emocje, tak jak bym chciał żyć w innym, lepszym świecie i przyjmowałem tylko te emocje czy sukcesy, które pasowały do tego świata. Próbowałem je „podkręcać” pijąc alkohol tak, aby swoją rangą pasowały do poziomu z mojego wymyślonego życia. To ja sam chciałem decydować, jakim mam żyć życiem. Niestety ten świat istniał tylko w mojej wyobraźni. Gdzie nie ma problemów, życie jest łatwe i przyjemne a ja jestem szczęśliwy. W ten sposób właśnie coraz bardziej zaczynałem żyć w świecie nierzeczywistym.
A czy jest ktoś, kto chciałby żyć życiem pełnym niepowodzeń i problemów? Odpowiedź jest oczywista. Nie! Sęk w tym, że te niepowodzenia, ból czy problemy są częścią składową tego świata w którym żyjemy i dopóki tego nie zrozumiałem, walczyłem aby to zmienić. A może ktoś słyszał o człowieku, który by nie wiedział co to ból, porażka czy problem? Jeśli takiego nie ma, to czemu ja miałbym mieć prawo do życia lepszego niż cała reszta ludzi na świecie? Teraz myślę że; „Życie jest takie, jakie być powinno.”
Dawniej uciekałem od problemów, robiąc sobie tzw. „przerwę”, w myśl zasady; „po co mam o tym myśleć teraz skoro mogę jutro, kiedy negatywne emocje nie będą już tak świeże”. Taka metoda chroniła mnie przed intensywnymi przeżyciami, jednak następnego dnia budziłem się oczywiście z tym samym problemem, kacem i pustym portfelem. Tak było aż do czasu, gdy zaakceptowałem konieczność istnienia negatywnych składników życia.
Teraz z uśmiechem powtarzam, że złe dni są potrzebne po to, żeby wiedzieć na czym polegają te dobre. A jak nie masz problemów to zacznij się martwić, dlaczego ich nie masz?
Zdaję sobie już sprawę że, jeśli ktoś krzyczy ze wściekłości to tylko dlatego że nie potrafi poradzić sobie ze swoimi emocjami. To on ma problem nie ja! A ponieważ nie może mnie uderzyć, pomijam tu sytuacje w których faktycznie istnieje takie niebezpieczeństwo, używa wyzwisk i przekleństw żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Jego celem jest znalezienie najsłabszego punktu, a to nie oznacza ze musi to być prawda i tak naprawdę uważać. Podświadomie może wiedzieć, że obrażanie rodziny, wyglądu czy rasy jest takim skutecznym punktem.