PORAŻKI
Każdy z nas je doświadczał i każdy z nas będzie ich doświadczał. Porażki są nieodzowną częścią życia i wielka siłą, która nas kształtuje. Nie można od nich uciec, ale można je lepiej zrozumieć, tak aby łatwiej było je przyjąć.
Zwykła logika, statystyka, praktyka oraz wszystko inne na niebie i ziemi mówi, że nasze próby uzyskania czegokolwiek, czego pragniemy, nie mogą się ciągle udawać. Tak samo jak nie może się coś ciągle nie udawać, no chyba że porywamy się „z motyką na słońce”.
Zakładając więc, że statystycznie tylko jedna podjęta próba na dwadzieścia, w jakiejś dziedzinie, udaje się, oznacza to, że najprawdopodobniej właśnie na porażkę natrafimy w rezultacie naszych działań. Jednak nie możemy żyć nie podejmując żadnych, nawet najmniejszych prób poprawy naszego bytu, choć niektórzy tak właśnie postępują. A ponieważ jesteśmy raczej optymistami, podejmując jakieś działanie, mamy skłonność do przyznawania racji wystąpienia porażki tylko w teorii. Optymizm to przecież pożądana cecha.
Jeśli ktoś, próbując coś osiągnąć, bierze pod uwagę niepowodzenie jako bardzo realny wariant, dążąc jednocześnie do sukcesu w danej sprawie, staje w najbardziej racjonalnej pozycji. Wkładając ze swojej strony cały wysiłek w osiągnięcie celu, a rezultat oddając w ręce „nieskończoności rozwiązań”, z czego niestety większość przypada na porażki, może się przygotować na nią zanim jeszcze nastąpi. To przecież, tak powszechnie znany, a jakże pomocny „plan B”.
W rzeczywistości, niewielu ludzi w swoim postępowaniu, przygotowuje się do „planu B”. Akceptując go jedynie w teorii, zamiast zrobić z niego realne założenie, ze względu na jego największe prawdopodobieństwo.
Patrząc jeszcze inaczej na niepowodzenie, nasuwa się pytanie; kto dobrowolnie przyzna im czas i miejsce, by się wydarzyły, wiedząc że i tak kiedyś muszą im się przytrafić? Prosimy i życzymy sobie wzajemnie sukcesów, bo to one są przyjemne, natomiast porażki odkładamy na przyszłość, albo jeszcze lepiej w przeszłość.
Porażki niestety muszą się zdarzać i dobrze jest, gdy przyjmujemy możliwość ich wystąpienia w teraźniejszości. Właśnie tu i teraz. Nie zaś w przyszłości, która tak naprawdę, nigdy nie nadejdzie, ale właśnie teraz, może nawet w najmniej odpowiednim momencie. Z drugiej strony, który moment byłby odpowiedni na porażkę.
Gdybym to ja sam mógł decydować, kiedy te porażki mają wystąpić, chyba nigdy nie dałbym im racji bytu. A jeśli dawałbym im jakieś miejsce, to pewnie dla mniej znaczących spraw, chcąc w ten sposób przechytrzyć życie. A przecież wobec tych ważnych spraw obowiązują te same reguły, a możliwe, że wobec nich statystyki są jeszcze mniej optymistyczne. No i pewnie dozowałbym je sobie wedle uznania. Z pewnością zarządziłbym jakieś wakacje od porażek. Innymi słowy bawiłbym się w Boga i pana swojego własnego życia.
Tak więc wracamy do stwierdzenia, że nie możemy mieć prawa decydowania, kiedy i w jakiej sytuacji porażki mają wystąpić. Szarpalibyśmy się wtedy z życiem na każdym kroku, bo przecież wszystko lub prawie wszystko na tym świecie powinno wyglądać inaczej według nas. Spróbujcie sobie wyobrazić, jak byście zorganizowali sobie własne życie, gdybyście stanęli na miejscu Boga, i jak bardzo by się ono różniło od tego obecnego.
Jeśli chodzi o miejsce i czas dla porażki, dużo sprawiedliwszy od nas będzie przypadek, zbieg okoliczności czy dla wierzących sam Bóg. Kiedy więc coś nam się przydarzy, spróbujcie sobie wtedy powiedzieć: „Ok. Ta porażka dzieje się właśnie teraz, nie w przyszłości, ale właśnie teraz i muszę ją przyjąć, tym bardziej, że już wcześniej się do niej przygotowałem”.
Nie możemy żyć na świecie, który istnieje tylko w naszej wyobraźni, jako ten który powinien istnieć. Gdzie żyje się łatwo i przyjemnie oraz gdzie odnosimy same sukcesy. Nie jesteśmy przecież w raju. Musimy żyć życiem rzeczywistym, gdzie czasami jest ból, smutek, złość … no i porażka.
Czy ktoś dobrowolnie znajduje miejsce w swoim życiu na te wszystkie nieprzyjemności? Oczywiście że nie, bo chcemy żyć możliwie przyjemnie, co jest zresztą całkowicie normalne. Nie możemy jedynie zapominać, że wszystkie te „nieprzyjemności naszego życia” np. negatywne emocje, porażki itp., jak sama nazwa wskazuje, są częścią naszego życia i muszą się zdarzyć.
Ja czasami idę nawet dalej i tłumaczę sobie, że skoro statystycznie coś udaje się raz na dwadzieścia podjętych prób, to każda porażka zbliża mnie do sukcesu. Pozostanie już tylko dziewiętnaście porażek, aby coś się udało. Ktoś, kiedyś napisał mądre słowa, że:
„Różnica między człowiekiem sukcesu a tym, który go nie odniósł, nie polega na tym że człowiek sukcesu popełnił mniej błędów, ale na tym że podejmował więcej prób.”
To samo dotyczy wielkich tragedii życiowych, spocząwszy od utraty pracy czy majątku a skończywszy na utracie zdrowia czy kogoś bliskiego. Zakładamy, że coś takiego może nam się przydarzyć, lub wręcz jest nieuniknione, ale jest to zbyt przerażające by było rzeczywiste. „To może zdarzać się u kogoś znajomego, ale nie u nas.”- myślimy.
Niestety tragedie są zawsze wielkim ciosem, z towarzyszącymi mu emocjami ponad siły. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że jeśli przyjdą, to znajdziemy w sobie tyle siły, aby je przejść.
Jeśli chodzi o ludzkie dramaty to możemy, albo ugiąć się przed tym, czego nie możemy zmienić, albo walczyć o „swój porządek świata”, i w końcu przegrać.
„Na każdy kłopot, który nosi Ziemia,
Albo jest lekarstwo, albo też go nie ma.
Jeśli jest – spróbuj je odnaleźć.
A jeśli go nie ma – nie myśl o tym wcale.”
A jak najlepiej zaakceptować porażkę ? Najlepiej jest wyobrazić sobie dużo większą katastrofę niż ta, która nam się przydarzyła. Postarać się wyobrazić taki dramat w myślach jak najbardziej realnie i wręcz poczuć że nam się faktycznie przydarzył, a potem powrócić do naszego położenia sytuacyjnego. I odetchnąć nieco.
Trzeba tu powiedzieć, że nie warto żyć zbyt asekuracyjnie, tak by być cięgle i wciąż tylko przygotowanym na awaryjne plany B. Optymizm daje radość z życia i energię do trwania w życiowym szczęściu. Plan B to tylko wyjście awaryjne, tak na wszelki wypadek. Ileż to mamy nie spełnionych marzeń w życiu, na które zabrakło odwagi, czasu czy determinacji ?
Chciałoby się powiedzieć jeszcze, nie dodawaj do siebie przyczyn poszczególnych porażek. Wyrosła by wtedy góra powodów za sprawą której twoje życie wydaje się być naznaczone przegraną sprawą. Niby że wszystko sprzysięgło się przeciwko tobie. Każda porażka z szeregu działań ma swoje własne i indywidualne przyczyny i trzeba je oddzielać.
Wracając do tego, że przyznajemy prawo bytu dla niepowodzenia tylko w teorii, to jeżeli jest to jakaś duża sprawa więc również hipotetyczna sytuacja po takiej niby przyszłej porażce jest na tyle nieprzyjemna że oddalamy ją w myślach. Przyjemnie jest myśleć o przyszłym sukcesie i jest to jakby nasza nagroda w postaci czegoś co dopiero ma się zdarzyć i nasz motor, który daje energię do działań. Natomiast myślenie o przegranej, które cechuje pesymistów życiowych, dołuje nas i zaraża pesymizmem w innych dziedzinach życia. I wszystko jest tutaj tylko teorią. Zarówno nasza sytuacja po sukcesie jak i po porażce. A więc to którą wersję sobie wyobrażamy determinuje nasze nastawienie życiowe tak w ogóle.
Na koniec chciałbym napisać tu o sukcesie a nie o porażce. A więc ponieważ o dużych sukcesach, do których niejako dzieli nas pewien dystans, mamy skłonność myśleć, że zmienią one nasze życie w wielu innych aspektach, wyobrażamy sobie taką przyszłość nieco wyidealizowaną. Ten duży sukces promieniuje na nasze hipotetyczne jeszcze życie po oczekiwanym sukcesie i upiększa je. Tymczasem, gdy ten sukces faktycznie się pojawi zadziwia nas, bo nagle okazuje się że nasze życie w innych jego sferach pozostaje bez większych zmian. Przed sukcesem po prostu wyobrażamy sobie inną rzeczywistość a po sukcesie błyskawicznie nadchodzi zmiana naszego postrzegania własnej sytuacji i realiów życia. Chciałoby się wtedy powiedzieć do samego siebie; no i co? Stało się i jest normalnie, inaczej niż było ale normalnie.
Ponieważ po odniesionym sukcesie zazwyczaj nabieramy optymizmu i radośniej patrzymy na życie, mamy skłonność wierzyć w kolejne powodzenie naszych starań. A ponieważ optymizm daje wiarę w sukces, a od niej wiele zależy, możemy rzeczywiście łatwiej osiągnąć kolejny cel. Ale powinniśmy wciąż pamiętać, że statystyka jest nieubłagalnie surowa. Ciągle przecież mamy takie samo prawdopodobieństwo wystąpienia porażki jak przed zaistniałym sukcesem, chyba że jest między tymi zdarzeniami jakiś związek. Powinniśmy więc patrzeć niezależnie na kolejny obrany cel, tak by znów brać poprawkę na możliwą porażkę.
Jest jeszcze jedno pytanie które trzeba sobie zadać. A mianowicie, do czego nasze starania mogą doprowadzić i jakie nowe perspektywy otworzą się przed nami ? Obieramy sobie cel do osiągnięcia idealizując przyszłość i zakładając już pewne dalsze od tego sukcesu perspektywy. Tymczasem rzeczywistość jest zazwyczaj inna, zwyczajna i często dająca inny punkt widzenia od zakładanego, a to może oznaczać zmianę kierunku naszych dalszych starań. Pojawiają się po prostu nowe, nie oczekiwane wcześniej możliwości. Tak więc warto czasem poczekać z ustalaniem ciągu własnych celów do osiągnięcia i zwyczajnie nieco improwizować w miarę posuwania się naprzód.