Świat iluzji i ciąg alkoholowy

ŚWIAT ILUZJI

Każdy z nas ma marzenia, bez nich życie byłoby nie do zniesienia.

Myślę, że ja za bardzo wierzyłem że moje marzenia spełnią się. Mało tego, ja zacząłem nimi żyć, zanim one się spełniły. Nie widziałem niczego złego w życiu na tym moim świecie już teraz, skoro on miał już za chwile nadejść. Doskonale wiedziałem jak będzie wyglądało moje życie za kilka lat. Wiedziałem też, jakim będę wtedy człowiekiem. Moje plany nie dotyczyły tylko finansów i wygody życia. Ja sam miałem być inny. Moje wady, jak nieśmiałość czy niezaradność życiowa, miały zniknąć. A do tego czasu alkohol pozwalał mi robić sobie krótkie wyprawy do tego świata. Moje teraźniejsze życie było tylko tymczasowe, wiec nawet nie przyszło mi na myśl jak fajnie jest żyć właśnie teraz. Oczywiście miałem chwile, w których świetnie się czułem i bawiłem, ale miałem też przekonanie, że w przyszłości będzie jeszcze lepiej.

Wyznaczałem sobie kolejne daty osiągnięcia tego poziomu życia i musze przyznać, że nie były one zbyt odległe. Za bardzo się śpieszyłem. A kiedy docierałem do tej daty i jak każdy człowiek spoglądałem wstecz, pojawiała się frustracja, spowodowana brakiem postępów. Im gorzej mi to wszystko wychodziło, im więcej problemów się pojawiało, a przez alkohol pojawiało się więcej, tym częściej uciekałem do tego świata, gdzie byłem lepszy. Niestety alkohol ma to do siebie, ze rujnuje życie rzeczywiste, tak że te powroty były coraz bardziej przykre.

Teraz widzę, że ja nie zrobiłem nic, aby te marzenia się spełniły. Nie skoncentrowałem całych swoich wysiłków w jakimś kierunku. Oczywiście podejmowałem jakieś próby, ale bez wielkich poświęceń. Łącząc dwa rożne życia, to imprezowe i niezbyt zaangażowane dążenie do czegoś, czekałem na osiągnięcie celu. Te marzenia były zbyt rzeczywiste, żeby mogły mi gdzieś uciec. Myślę, że ten świat marzeń wydawał mi się taki rzeczywisty, bo ja w nim często bywałem, właśnie dzięki alkoholowi.

Początkowo nie chciałem rezygnować z żadnych swoich przyjemności, chciałem się cieszyć życiem na ile to było możliwe. A kiedy dotarłem już do momentu, w którym stwierdziłem że picie mi przeszkadza i chce z tym skończyć, było już dla mnie za późno. Nie dość, ze alkohol dawał mi złudzenie bycia lepszym, to jeszcze w tak zniszczonym, szarym i nijakim moim rzeczywistym świecie, była to już jedna z ostatnich przyjemności, które mi pozostały, więc jak miałem chcieć pozbawić się ostatniej rzeczy która dawała mi satysfakcję w tak zrujnowanym życiu?

Czekanie na życie

Wcześniej w swoim życiu, szarpałem się z samym sobą. Chciałem czegoś więcej niż to, co dostałem. Teraz wiem, że życie to droga, która tylko polega na dążeniu do osiągnięcia życia swoich marzeń, a nie na jego faktycznym osiągnięciu. Gdybym nie miał marzeń, nie miałbym dokąd iść. Sęk w tym, że nie potrafiłem znieść tego dystansu do nich. Ja chciałem mieć je już. Tu i teraz. Zachowywałem się jak dziecko, które nie może dosięgnąć z półki swojej ulubionej zabawki.  

Teraz widzę że takie myślenie sprawiało, iż z każdym dniem i rokiem stawałem się coraz bardziej bezmyślny, żeby nie powiedzieć głupszy. Coraz bardziej naiwnie wierzyłem w nadejście takiego życia i wymyślałem coraz dziwniejsze wytłumaczenia, dlaczego tak się nie dzieje. Kiedy byłem dzieckiem, wyobrażałem sobie jak będzie wyglądało moje życie mając np. 20 lat. Gdy już osiągnąłem 20 lat stwierdziłem, że moje życie nie wygląda tak jak to sobie wymarzyłem. Zamiast czegoś nauczyć się z tej lekcji, postanowiłem cofnąć się w rozwoju umysłowym i wyznaczyć nową granicę 25 czy 30 lat, naiwnie sobie tłumacząc że to jest tylko kwesta czasu aby tak fajnie sobie żyć.

Nie przyjmowałem do wiadomości, że skoro wszyscy lub prawie wszyscy wokół mnie mają takie samo życie, to ja mogę oczekiwać tego samego. Ja jednak w swoich własnych oczach widziałem moje życie jako wyjątkowe, bo przecież dla mnie jedyne, poza tym po śmierci oczywiście, czyli bez możliwości powtórki, aby skorygować błędy. Czyli jak by na to nie patrzeć musiało być idealne i to jak najszybciej, żeby zdążyć się nim nacieszyć. „Inni mają kiepskie życie, ale ja będę miał inne, lepsze” mówiłem. Potrafiłem przy tym wytłumaczyć sobie absolutnie wszystko, byle nie stracić tej nadziei. No i brnąłem, coraz bardziej oddalając się od rzeczywistości. Oczywiście to wszystko mogły ocenić jedynie osoby z zewnątrz, a teraz i ja sam patrząc na to już z perspektywy czasu.    

Nie przyjmowałem do wiadomości, że życie polega właśnie na takim zwykłym przeżywaniu każdego dnia i tylko ode mnie zależy jak to będę robił. Ja dopiero czekałem na życie, które miało nadejść lada moment, więc szkoda było zajmować sobie głowy jakimiś półśrodkami. Aż się prosi, żeby przytoczyć przykład osła, który podąża za powieszoną przed nim marchewką. Nie muszę chyba wspominać, kto był tym osłem?

Skoro zgadzam się z prawdą, że nie ma człowieka idealnego, który by nie posiadał wad. To dlaczego miałoby istnieć życie idealne, skoro to ja sam i ludzie, którzy mnie otaczają, tworzą to życie.

A dlaczego inni mają lepiej niż ja? No tak, ale ile jest tych co mają gorzej? Ludzi niepełnosprawnych, ciężko chorych czy wręcz umierających. Ja, jak i większość ludzi, jestem pośrodku. To jest przecież najsprawiedliwsze z rozwiązań.

Takie postrzeganie swojego życia nie przyszło mi samo, i nie od razu. To spotkania w grupie AA dały mi to wszystko. To i o wiele więcej. Nie liczę, że zaszczepię w kimś takie pojmowanie życia, ale mam nadzieję, że ta książka pomoże czytelnikowi lepiej zrozumieć samego siebie.

CIĄG ALKOHOLOWY

Wszyscy ludzie próbują podtrzymywać przyjemne stany, a alkoholicy nie tylko nie różnią się pod tym względem od nich, ale wręcz dużo bardziej potrzebują wakacji od tak zniszczonego życia. Określenie „ tak zniszczonego” oznacza wnętrze człowieka, gdyż na zewnątrz może to być świetnie prosperujący biznesmen z prywatnym jachtem.

W czasie samotnego picia, wszyscy otaczający ludzie czy to w rodzinie, czy na ulicy i sklepie, dziwnie tracą swoje osobowości. To my znajdujemy się w centrum swojej własnej uwagi. Inni ludzie to, poruszające się wokół nas pionki, mało emocjonalne, a wobec nas czasami ze świetnymi wręcz radami na życie, choć nie znają pakietu naszych problemów. A obcym nie chętnie ujawnia się zestaw argumentacji do picia, więc raczej nie ma co oczekiwać zrozumienia z ich strony.     

Wszystko zaczyna się od leczenia kaca skromnym piwem, dla doprowadzenia się do stanu funkcjonowania. Jeżeli raz czy drugi przesadzi się z tym leczeniem, osoby z tendencją do wpadania w nałogi, zauważają możliwość przedłużenia imprezy czy po prostu życia poza granicami szarości, w końcu całą winę ponosi wcześniejsza impreza, a my dochodzimy do normalności, choć w sposób „łagodny”.

Wielu jeszcze zdrowym „nie alkoholików” przytrafia się taki sposób myślenia i wydłużania zabawy, jednak takie wspomnienia zwyczaj wstawiają do albumu ze zdjęciami jako zabawne wydarzenia, natomiast osoby uzależnione kwalifikują te niedobre zachowania do normalnego elementu imprezy. To już nie musi być leczenie kaca z zabawnymi epizodami, lecz staje się to zwyczajnym przejściem między dwoma różnymi „życiami”, co najważniejsze dla obu, z malejącym w miarę czasu poziomem satysfakcji.   

A i jest przekonanie, że i z najmniejszych powodów należy się cieszyć w życiu. W takim rozumieniu słowo „cieszyć się”, zawiera przynajmniej w połowie wartość nadaną przez alkohol. A gdy nie ma się z czego cieszyć, zostaje ta połowa alkoholowego szczęścia, więc powód może być nazwany poniedziałkiem, czy paskudną pogodą.