Cele
Większość z nas, szczególnie w młodym wieku, wyznacza sobie różne cele do zrealizowania, czy to dalekosiężne wieloletnie, czy choćby najmniejsze jednodniowe. Nawet ci ludzie, którzy twierdzą, że żyją z dnia na dzień, tak naprawdę mają codziennie coś do zrobienia. Czyli jednym słowem, trudno byłoby żyć bez wyznaczania jakichkolwiek celów, a samo życie wydawałoby się zupełnie i dosłownie „bezcelowe”.
Odległe cele, ponieważ są zazwyczaj dużo większe od tych codziennych, mają na nas ogromny wpływ. Źle postawione mogą nas sprowadzić nawet na drogę przestępczą, dobrze postawione mogą być naszym punktem odniesienia na drodze życia.
Rolą dalekosiężnych celów nie jest stanowienie całego sensu naszego życia, bo nigdy od nich tyle nie dostaniemy. W rzeczywistości, nawet gdy faktycznie uda nam się spełnić jakieś marzenie, sytuacja różni się od tej wymyślonej i wymarzonej, zazwyczaj zmniejszając poziom satysfakcji z osiągniętego sukcesu. Po prostu mamy skłonność do postrzegania przyszłego widzenia świata po osiągnięciu naszego celu bardziej jaskrawo niż to ma miejsce po fakcie, gdy go faktycznie osiągniemy. Rola dużych celów to wartościowe zapełnienie połowy przewidzianej na materialną część życia. Kiedyś dzieci wyprowadzą się z domu, uczucia do żony miną, a i kariera zastąpiona zostanie emeryturą. Wszystkie te powstające luki życiowe mogą a nawet muszą być zapełniane przez rozwój duchowy takie jak brak zazdrości, cieszenie się tym co się ma czy rozwijanie pasji a niekoniecznie kariery w tym kierunku. Ta duchowa część ma to do siebie, że może uzupełniać wszelkie luki w materialnej sferze życia. Nie wszyscy przecież zostaną gwiazdami kina czy estrady.
Ponieważ z reguły nasze marzenia zawierają elementy doskonałości, nie należy żyć sytuacją w której założony cel został już osiągnięty. Powoduje to, że żyje się w świecie wymyślonym, nierzeczywistym i doskonałym.
Zamiast koncentrować się na odległych celach i marzeniach, powinniśmy skoncentrować się na jak najlepszym wykonaniu swoich codziennych zadań w celu osiągnięcia tych dalekosiężnych. Rzeczywiste życie nie powinno być nigdy dłuższe niż dwadzieścia cztery godziny. Bowiem po drodze, wszystko może się zmienić, zarówno priorytety jak i same cele. I tak naprawdę nie wiadomo, gdzie dane działania nas zaprowadzą. Być może, że w zupełnie inne miejsce niż zakładaliśmy.
Dzieje się tak ponieważ, plany mają to do siebie, że rzadko kiedy, jeśli nie zawsze, nie uwzględniają nieprzewidywalnych zdarzeń, mających na nie wpływ. Tak więc bardzo rzadko są trafne. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę tzw. "plan B" czy nawet "Plan C", to nasza wyobraźnia i umiejętność przewidywania nie uwzględni całej masy czynników, o których nawet nie wiemy że istnieją.
Jest takie powiedzenie: „Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz mu o swoich planach”. Chyba każdy z nas zdążył się już przekonać o prawdziwości tego powiedzenia.
Jest pewien psychologiczny mechanizm o którym warto wspomnieć. A mianowicie, kiedy codzienne działania i ich efekty, mające na celu osiągnięcie jakiegoś celu, odbiera się jako dowody, że tak właśnie się stanie i to spełnienie jest tylko kwestią czasu. Codzienne rzeczywiste działania mogą dawać złudzenie, iż zbliżają kogoś do celu mimo, że tak naprawdę niczego nowego nie wnoszą. Tak więc jako że codziennie można dostawać „złudzenia dowodów” na osiągnięcie celu, ten wymarzony świat może stawać się coraz bardziej pewnym, nieuniknionym i prawie rzeczywistym.
Pojawia się wtedy pokusa, by zacząć już planować kolejne kroki po "rzekomym sukcesie". No i wielka satysfakcja po "osiągnięciu celu", bo przecież skoro już wymyślamy kolejne po nim kroki, to "on miał miejsce". Nie zważając zupełnie na to, że wszystko to odgrywa się we własnej głowie. Ten odegrany w myślach "plan działania" może stać się jakby dowodem, że ta droga już czeka na nas. Trzeba tylko wytrwać w dalszych drobnych krokach.
Kto z nas nie lubi marzyć. Marzenia wynosimy już z dzieciństwa, więc są takie niewinne i kolorowe, więc można im się oddać by znaleźć się w lepszym Świecie. Jednak one już nie pasują do twardej rzeczywistości, która nas otacza. Mimo, że odstają od naszego obecnego świata, nie da się bez nich żyć bo to one pojawiają się najpierw i wyznaczają nam kierunek w życiu. Jednak trzeba pamiętać, by czasem umieć je zmieniać gdy zauważymy, że próba ich realizacji niszczy nas.
Ponieważ mamy skłonność wybierania na swoich idoli osoby z najwyższych szeregów tak zwanego sukcesu, możemy mieć trudności z obiektywnym osądem własnej kariery. Można stać się już wzorem dla innych ludzi a mimo to czuć niezadowolenie z własnych osiągnięć. Chyba niema lepszego na to lekarstwa niż pamiętanie swojego początku drogi.
A co zrobić jeśli na drodze do celu, powiedzmy że dość długiej, nie ma drobnych sukcesów które by nas wspomagały poprzez nagrodę za trud, bo powiedzmy że taka jest natura danego celu? W takim przypadku potrzebna jest większa motywacja niż przy celu z sukcesami po drodze. Można wtedy wyznaczyć sobie jeszcze dalszy cel i to dużo większy, robiąc w ten sposób z pierwszego celu cel pośredni w myśl zasady „im większy cel tym większa motywacja”.
A oto metoda mojego autorstwa jak sobie radzić z trudnościami na drodze do celu. A mianowicie co jakiś czas można robić sobie bilans wyrzeczeń i przyjemności na drodze do celu. I tak na przykład jeśli jakieś działanie przynosi przyjemność należy je zapisywać w bilansie jako „plus” z cyfrą w skali od 1 do 10, w zależności od intensywności przyjemności. Jeśli nasze działanie jest wyrzeczeniem to należy je zapisywać w swoim bilansie jako „minus” również w skali od 1 do 10. Ale do takiego bilansu należy dodać wagę (ważność celu, przyjemność jaka czeka na nas po jego osiągnięciu, zmianę naszego życia po zrealizowaniu tego celu itp.), ale w skali od 10 do 100. I wtedy porównać to z bilansem strat i przyjemności w przypadku, gdy nie podjelibyśmy żadnych działań do osiągnięcia naszego celu.