Zwyczajność dnia

Nasze życie składa się głównie z szarych dni, czyli jak to się mówi; praca, dom, dzieci i telewizja. Nie chcę tu pisać o tych szczęśliwych osobach dla których praca jest pasją, a o przeciętnym zjadaczu chleba, który na co dzień zmaga się ze zwyczajnością następujących po sobie dni. A więc przejdźmy do sedna sprawy.

Na początek trzeba zadać sobie pytanie a mianowicie; jak jest zbudowany zwyczajny szary dzień? Otóż składa się on z mało przyjemnych czynności, które mogą zajmować większość czasu dnia lub przynajmniej jego połowę, jak praca czy obowiązki domowe, ale również z drobnych przyjemności, czasem rutynowych jak oglądanie telewizji lub innych przyjemnych chwil. Po zwyczajnym dniu, kiedy on już minie i stanie się przeszłością, a my spojrzymy na niego patrząc wstecz zobaczymy, że przyjemności danego dnia nie są wyższe od przeważających w tym dniu obowiązków, bądź co bądź niezbyt miłych w odczuciu. Innymi słowy, przeważają nieprzyjemne czynności umniejszając i jakby zasłaniając drobne miłe chwile dnia choćby przyjemność z oglądania dobrego filmu. Tak więc, ten nasz przykładowy dzień nie wybija się ponad przeciętność i zwyczajność jeśli popatrzymy na niego nawet parę dni później.

A jak wyglądają praca i obowiązki w przyszłości? Otóż one zniechęcają nas do przeżywania następnego dnia, a my czujemy że chcielibyśmy przeskoczyć ten dzień jak najszybciej, by zacząć przeżywać przyjemny weekend. Chcemy kolejnego szarego dnia tygodnia nie dlatego że jest atrakcyjny lecz dlatego że jest bliżej weekendu. Któż z nas nie mówił sobie słów „byle wytrzymać do piątku !”. Obowiązki odbierają chęci przeżywania następnego dnia, bo drobne rutynowe przyjemności przyszłego dnia nie mają przewagi , czyli wystarczającej intensywności byśmy mogli się nim cieszyć.  Jednym słowem nie czekamy z radością na kolejny dzień. Więc wędrujemy dalej w perspektywie szarych dni, aż do najbliższego przyjemnego czasu czyli weekendu, który oferuje więcej przyjemności niż zwykły dzień i w nim zakotwiczamy naszą uwagę jako punkt odniesienia do kolejnych dni tygodnia.

Myślimy o weekendzie trochę go przejaskrawiając. Ale dużo bardziej przejaskrawiamy coś co wydarzy się za miesiąc czy dwa. Patrząc coraz dalej, to im dalsza większa przyjemność tym bardziej ją idealizujemy. Przyszłe wydarzenia na które tak bardzo czekamy jak wesele czy wyjazd wakacyjny jest już w nadziei idealny z piękną pogodą i świetną zabawą. W ten sposób dodajemy sobie wiatru w żagle w trwaniu w szarej rzeczywistości, w myśl zasady im większa przyjemność w naszej perspektywie tym większa motywacja do przebrnięcia przez trudy życia. Czyli im większa marchewka na przynętę dla nas tym lepiej sobie radzimy z przeżyciem szarych dni i tygodni.

Zauważmy pewną zależność, a mianowicie do przyjemności oglądania dobrego filmu w sobotę wieczorem dodajemy jakby pakiet przyjemności jakie oferuje nam wolna niedziela. Natomiast ten sam film oglądany w niedzielę wieczorem nie cieszy tak bardzo, bo przyjemności weekendu przeszły już do przeszłości czyli zmalały, a przed nami na horyzoncie pojawiło się widmo rozpoczęcia pracy następnego dnia. Tak więc, do przyjemności oglądania niedzielnego filmu dodajemy nieprzyjemność sumy pięciu dni pracy, które zaczynają się zaledwie po przespaniu nocy.

Przy czym nie widzimy lub przynajmniej umniejszamy przyjemności z oglądania filmu, który obejrzymy we wtorek bądź środę, bo zasłaniają je nieprzyjemności pracy tych dni. Wydaje się, że przyjemność z oglądania filmu rośnie od środy, gdy na horyzoncie pojawia się weekend i daje największą radość w piątek i sobotę wieczór.

Poprzez to krótkie rozważanie na temat zwyczajnych dni chciałem przyjrzeć się bliżej naszemu szaremu życiu, by lepiej je zrozumieć. Mam nadzieję, że udało mi się wyjaśnić bliżej to co trapi tak wielu ludzi, a pewnie i ciebie czytelniku. Mam nadzieję, że pomogłem zrozumieć lepiej nasze postrzeganie świata.